Ten tydzień upłynął nam na leniuchowaniu w domu. Rano Jędrek jeździł z tatą na konie, co mu się bardzo podobało, zwłaszcza jak raz koń poczuł zew krwi i się wyrwał do przodu i przez moment Jędrek galopował, a wieczorem jeździłam z nim do KTA na zajęcia z panią Kasią, która dociera do Jędrka łagodnie i przez zabawę, co ją niestety nie uchroniło przed atakiem w dzień Jędrka urodzin (coś go wkurzyło; Andrzej się śmieje, że to, że pani Kasia nie wiedziała o jego urodzinach i nie złożyła mu życzeń). Generalnie Jędruś był bardzo fajny i pogodny, pod warunkiem, że za mocno go nie próbowaliśmy ustawiać po naszemu, a do jego chwil złości podchodziliśmy z cierpliwością i zrozumieniem.
W poniedziałek rano udaliśmy się do szpitala w calu pobrania krwi na badania. I odbyło się to bardzo sprawnie. Doświadczeni, wiedzieliśmy już, że jedno ma stać pod gabinetem zabiegowym i trzymać kolejkę, a drugie czekać na skierowanie. Jędruś radośnie sobie brykał przy mnie. W gabinecie szczęśliwy nie był, ale też nie walczył za mocno, akcja przebiegła sprawnie i w nagrodę kupiliśmy mu Nestea z automatu, co go usatysfakcjonowało. Nie odreagowywał.
W piątek - cięższe przeżycia. Leczenie zębów pod narkozą. Głupiego Jasia Jędrek wypił, owszem przestał brykać, ale żeby to miało znaczyć, że się słaniał czy zasypiał, jak nas ostrzegano (bo dawkę dostał sporą), to bynajmniej. Ale może i był trochę bardziej spolegliwy. Niestety uspanie Jędrka nie odbyło się tak sprawnie jakbyśmy chcieli, został kilkakrotnie pokłuty, ale żyły pękały (było gorąco, on nie pił) i mimo, że znosił to w miarę dzielnie nie było sensu dalej eksperymentować, należało go uspać za pomocą podania mu gazu przez maskę do oddychania. Tyle, że dla Jędrka to było jeszcze gorsze jak kłucie, musieliśmy go zniewolić, a on był tak silny, że już chrapiąc na łóżku, jeszcze się rzucał i kopał. Potem wszystko przebiegło sprawnie. Mogliśmy wyjść z gabinetu. Miła pani doktor (naprawdę bardzo miła), wyrwało co trzeba, poleczyła co trzeba i Jędrek został odwieziony na sale pooperacyjną. Tam go wybudzili i znowu zasnął. I spał tak z 1,5 godziny. Po przebudzeniu natychmiast zażyczył sobie zdjęcia wenflonu i szczęśliwie pielęgniarka nie miała nic przeciwko temu by to zrobić od razu (poprzednio tak dobrze nie było). Jędrek usiadł i chciał wstawać, chodzić. Na to też się zgodzono, ale kazano mi go asekurować. Ale on chodził jakby nic. Poszedł do drzwi wyjściowych i chciał wyjść. Oczywiście nie mogliśmy. Trochę się denerwował, trochę próbował mnie drapać, ale i tak był w miarę spokojny, jak po takich przejściach. W końcu usiadł pod drzwiami i nakrył się swoim kocykiem. Pobiegłam do pielęgniarki w prośbą by pozwolili nam jednak choć wyjść za drzwi na ławeczkę na korytarzu. I tu szczęśliwie, pani doktor zgodziła się byśmy wyszli szybciej ze szpitala do domu (teoretycznie powinniśmy być jeszcze chociaż godzinę). Jędrek w końcu usatysfakcjonowany wymaszerował stamtąd i dzielnie poszedł ze mną na parking. Na pocieszenie nie mogłam mu nawet nic kupić do jedzenia ani picia choć prosił i musiał się zadowolić odrobiną wody. Dopiero w samochodzie poczuł się bezpiecznie i zasnął i spal w domu jeszcze z 1,5 godziny, po czym obudził się jak nowo narodzony, gotowy do brykania. Stopowałam go i Piotrka by nie brykali, ale na wieczór to już żadnego śladu nie było widać po narkozie.
I wtedy ja się rozchorowałam. W środku lata jakieś potwornie upierdliwe przeziębienie.
Zastanawia mnie organizm Jędrka. Jakiż on jest silny fizycznie. Jaki pobudzony, że znieczulenia tak słabo na niego działają.
No ale mnie ulżyło. Wszystko odbyło się sprawniej jak mogłam się spodziewać (z wyjątkiem tego kłucia przed zabiegiem).
Na jakiś czas mamy z zębami spokój. A że Jędrek pozwala je sobie od jakiegoś czasu lepiej myć, to może na dłużej...
PS. A jeszcze w czwartek, w moje imieniny chłopcy zrobili mi (i przy okazji sobie) prezent i poszli do kina na Epokę lodowcową ileś tam, dzięki czemu miałam 2-3 godziny spokoju. W kinie siedzieli wśród ludzi i według Piotrka, Jędrek był grzeczny i on nie słyszał by brat zbytnio hałasował. Andrzej co prawda twierdzi, że Piotrek był zapatrzony w ekran i nic by nie zauważył, ale mnie relacja Piotrka pasuje. W końcu do kina chodzi się, żeby gapić się w ekran, a co robi Jędrek w tym czasie, to ni czyj biznes ;) Także wyprawa była udana. Dawno już z przyczyn różnych Jędrek nie był w kinie, a mnie cieszy, gdy może być w miejscach ogólnie dostępnych, gdy nie jest wykluczony.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
I minął kolejny rok
Koniec roku skłania do podsumowań, więc opowiem, co u nas. W lipcu Jędrek skończył 20 lat. Tamten rok szkolny był największym koszmarem w n...
-
Gdy Jędrek był mały, byliśmy na pokazie zorganizowanym przez KTA - francuskiego filmu dokumentalnego "Mam na imię Sabine" nakręc...
-
Cytat: mama_blanki w Dzisiaj o 12:56:29 nie wiem, skąd takie niedowierzanie w niektórych wypowiedziach, [...] tylko trzeba z dzieckiem s...
-
Kiedy chłopcy byli młodsi, może było to nawet przed diagnozą, czytałam im często książeczkę - wierszyk Julian Tuwima o Dżońciu. Śmieliśmy s...
Witam:)Stomatolog mojego autystyka poleciła mi pastę elmex jest rewelacyjna.Mój syn ma 10lat i ma zęby zdrowe,mleczaki mu same wypadają no może nie tak same bo on ich sam wyrywa jak zaczynają mu się ruszać.Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńKochaniutka to szczere i spóźnione życzenia imieninowe :) Nie miałam dostępu do komputera przez jakiś czas, ale teraz jest wszystko ok i będę znowu na bieżąco śledzić waszego bloga :) Fajnie, że tak się udało z tym zabiegiem, wiem co to znaczy leczyć zęby pod narkozą - mój kuzyn jest po wypadku i inaczej niż pod narkozą zębów mu nie leczą. Dobrze że tak Jędrek to sprawnie przeszedł :) A ja mam smutną wiadomość - nie otwierają tego kierunku - oligofrenopedagogika z terapią autyzmu :( Za mało chętnych. No ale może kiedyś się jeszcze na to załapię :) Narazie mam propozycję pracy w austrii :) Też z dziećmi :) A to jest to co kocham :)
OdpowiedzUsuńJeszcze raz kochaniutka dużo uśmiechu, wytrwałości, cierpliwości, spełnienia marzeń i wszystkiego dobrego :) Buziaczki ania