Od poniedziałku jestem z Jędrkiem na turnusie w Czarnym Lesie i codziennie zerkam na bloga w oczekiwaniu na relację z poniedziałkowej białostockiej akcji z okazji naszego niebieskiego dnia (Światowego Dnia Wiedzy na temat Autyzmu). A tu nic. Więc choć wiedza ma niepełna na ten temat, muszę męża sprowokować, żeby rozwinął temat - zdał relację, poprawił mnie, jeśli coś przekręcę.
A było to tak...
Mniej więcej tydzień przed owym dniem mój mąż się "zapalił" na niebiesko oczywiście. Już rok temu bardzo mu się ta akcja spodobała. Tym razem postanowił wcielić ją w życie w Białymstoku i zapalić coś na niebiesko. Padło na Ratusz. Przez tydzień latał po urzędach, sponsorach (chwała im za to, bo co innego dobre słowo, a co innego wysupłać trochę własnej kasy i nawet zezwalam mężowi memu ich tu wymienić :), zbierał ludzi, którzy zechcą się włączyć w akcję. Byli to głównie ludzie z naszego białostockiego KTA, ale też tacy, którzy z autyzmem nic wspólnego nie mają. I tu chciałabym wymienić i chwałą otoczyć kolegę męża - Wojtka bez którego to, śmiem bezczelnie twierdzić, że mój mąż mógłby zapalać na niebiesko kalki na balkonie a nie Ratusz;) Chwała mojemu mężowi, że ma takich kolegów:)
Podczas organizacji całej akcji doszło do wielu przeciwności (długo by opowiadać), ale też wielu ludzi (również urzędników) wykazało się naprawdę bardzo ludzkimi odruchami.
A jak było w poniedziałek wieczorem? Niestety na żywo tego nie widziałam. Mogę tylko wraz z Wami pooglądać zdjęcia:
Ale już po akcji dostałam od koleżanki sms, że "mam godnego podziwu męża". I odetchnęłam z ulgą, że widać klapy totalnej nie było. A jak jeszcze się dowiedziałam, że przyszło pod Ratusz sporo osób związanych z KTA i włączyli się aktywnie w akcję (wielu z nich brało w różnorodny sposób też udział w przygotowaniach), to już byłam całkiem ukontentowana i nie mam nic a nic żalu do męża o to, że zapalał Ratusz na niebiesko, a wciąż nie mamy światła w dużym pokoju (kilka dni wcześniej spadł nam z hukiem żyrandol). Ba, ja jestem z mojego męża DUMNA. A uwierzcie mi, zasłużyć na mój podziw nie tak łatwo. Zwłaszcza jak się jest moim mężem. (ps. bo wobec męża jestem bardziej wymagająca, coby była jasność jak rozumieć to zdanie).
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
I minął kolejny rok
Koniec roku skłania do podsumowań, więc opowiem, co u nas. W lipcu Jędrek skończył 20 lat. Tamten rok szkolny był największym koszmarem w n...
-
Gdy Jędrek był mały, byliśmy na pokazie zorganizowanym przez KTA - francuskiego filmu dokumentalnego "Mam na imię Sabine" nakręc...
-
Cytat: mama_blanki w Dzisiaj o 12:56:29 nie wiem, skąd takie niedowierzanie w niektórych wypowiedziach, [...] tylko trzeba z dzieckiem s...
-
Kiedy chłopcy byli młodsi, może było to nawet przed diagnozą, czytałam im często książeczkę - wierszyk Julian Tuwima o Dżońciu. Śmieliśmy s...
I ja tam byłam, miód i wino piłam... :-) No dobra, wina nie było, ale mam ekstra pomysł na przyszły rok. Mam na myśli nieco większy, prestiżowy budynek, i znam kogoś kto lubi i umie bawić się światłami :-). Ale to za rok. A tym czasem z całego serca życzę Wam Wesołych Świąt!
OdpowiedzUsuńWow, cudnie będzie. To tym razem nigdzie nie wyjeżdżam - wpiszę sobie 2 kwietnia w kalendarz :)
OdpowiedzUsuńSprawdziłam. Za rok to będzie wtorek zaraz po świętach Wielkanocnych.
OdpowiedzUsuń