Nie pisałam na blogu ze względu na
żałobę narodową. Ale dziś postanowiłam zakończyć milczenie
opisując ostatni tydzień.
Ubiegły piątek – Warszawa. Jędrek
ćwiczył samodzielność, robił proste zadania, ale na odległość,
tzn. musiał np. segregować różne rzeczy albo dokładać obrazki
do obrazków biorąc je z jednego miejsca i idąc na drugi koniec
pokoju. Sam. I to ta samodzielność jest problemem, nie co do czego
– to on doskonale wie. Segregowanie przedmiotów szło mu nieźle,
ale dokładanie obrazków taki sam do takiego samego - tragedia. Żeby
było śmieszniej, jak miał więcej obrazków takich samych (po
kilka), dało rady, ale jeden do jednego z wielkim bólem. Ćwiczyli
też mówienie, artykulację. Jako, że dawno tego nie robili, Asia
zauważyła, że jest z tym gorzej i trzeba do tego wrócić. Bo
Jędrek owszem powtórzy prawie każde słowo, ale dzieląc na
sylaby, nie łączy, często trzeba mu podpowiadać, czy powtarzać.
U Asi idzie mu to znacznie lepiej, Asia potrafi od niego wyegzekwować
wyraźniejsze, staranniejsze mówienie. Ale ból – protest był.
Sobota – basen z tatą (a mama sobie
pływała). Niedziela – basen z mamą i bratem. Chłopaki świetnie
się razem bawili, a ja sobie pływałam. Normalnie Piotrek zajmował
się Jędrkiem na medal. Zabierał mu deskę a tym samym mobilizował
do samodzielnego pływanie. I przy tym obaj świetnie się bawili.
W weekend pracowałam też z Jędrkiem
w domu. Dokładanie obrazków taki sam do takiego samego na
odległość. Bez problemów :) Czyżby się przełamał? Chciałam
też by przynosił mi różne obrazki na polecenie. Z tym było
gorzej, ale też niebeznadziejnie.
Poniedziałek – zrobiliśmy maraton.
Po przedszkolu byłam z Jędrkiem na basenie i tym razem sama go
motywowałam do pływania i całkiem nieźle mi szło. Andrzeja czy
pana Jarka nie zastąpię, ale i ze mną Jędrek trochę popływał,
pobawił się. Potem byliśmy na grupowych zajęciach, zwanych przeze
mnie art-terapią i drugich - metodą Weroniki Sh. Tym razem Jędrek
ładnie się zachowywał, ładnie współpracował. Pani na koniec go
pochwaliła. Ja oczywiście też to doceniłam, aczkolwiek widzę
mocne ograniczenia Jędrka, nawet porównując do innych
autystycznych dzieci. Tym bardziej więc potrzebuje on tego typu
zajęć. Po powrocie do domu, oboje z Jędrkiem padliśmy i Jędrek
spał całą noc aż do 6.oo, co już mu się dawno dawno nie
zdarzyło.
Wtorek - Jędrek był na basenie sam,
tzn. tata go zawiózł ale z nim nie pływał. Jędrkiem zajmowała
się pani Halina i pan Jarek. Jędrek, który zazwyczaj niby ignoruje
taty obecność i przed nim ucieka, tym razem, jakby czuł się
niepewnie, rozglądał się za tatą. Potem SI w KTA, Jędrek pięknie
ćwiczył, pani go pochwaliła. A tata wrócił zachwycony bo …
Jędrek samodzielnie nałożył buty po zajęciach. Tak, to są nasze
małe wielkie radości.
Noc z wtorku na środę – koszmar.
Jędrek tak nadziwiał, złościł się i awanturował, że skończyło
się to holdingiem. Nie lubię holdingów, ale czasami naprawdę nie
widzę lepszego i skuteczniejszego sposobu. Ale cały dzień miałam
emocjonalnie spaprany. Po przedszkolu, w trakcie którego dzieci
pojechały autobusem do ZOO, gdzie Jędrek źle się zachowywał
(może to wynik tej nieszczęsnej nocy i ranka), pojechaliśmy do pani logopedy, gdzie
dla odmiany Jędrek zachowywał się całkiem ładnie i współpracował, aczkolwiek na
początku, gdy wypatrzył coś do jedzenia, jakieś chrupki, póki ich wszystkich
nie zjadł - roboty nie było ;).
Potem dogoterapia. Jędrek był z lekka zahamowany,
jakby przytłaczała go żywiołowość psa, trzymał się od niego z
daleka. Ale jak w pewnym momencie przechodził obok, to sam
pogłaskał. Generalnie było nieźle, bez awantur, bez płaczu,
udało nam się go nakłonić do zrobienia tego i owego, momentami
się uśmiechał, podobało mu się, co mówimy (bo my z Zosią
niezłe ściemy tam wstawiamy ;)
Czwartek – na korekcyjnej w
przedszkolu ćwiczył aczkolwiek z lekka przymuszony (ale to i tak
dużo lepsze od wersji, że się tak awanturuje, że nic się z nim
nie da zrobić i pani Agnieszka musi z nim wyjść z zajęć, jak się
to kilkakrotnie ostatnio zdarzyło). Po przedszkolu byliśmy na
basenie i mama sobie pływała (bo mama postanowiła sobie jeździć
na basen i SOBIE pływać), a Jędrek pływał i bawił się z panem
Jarkiem i tatą. Tak jak i dziś, w piątek. Pięknie pływał, gonił
deskę, gonił pana Jarka. Dziś przepłynął za panem Jarkiem
prawie cały basen bez zatrzymywania się. Tata mówi, że Jędrek
robi postępy. Dla mnie ważne, że się rusza, że to lubi. I naprawdę miło na niego popatrzeć, jak świetnie sobie radzi w wodzie i jak dobrze się tam bawi.
Wczoraj po basenie chłopaki pojechali
na zajęcia do pani Kamili (czyli do pani psycholog). Jędruś
całkiem ładnie ćwiczył. Ino zaliczył dwie wpadki starszego
sikawkowego po basenie. Tata nie był zachwycony, Jędrek zresztą
też. Na pocieszenie - zdarzyło mu się to po raz pierwszy w tym
miesiącu.
Po powrocie do domu – awantura. O co?
Najprawdopodobniej o jedzenie, o słodycze. Ostatnio Jędrek nie je
normalnie. Nie chce jeść normalnego jedzenia, tylko jakieś takie
ciastka, słodycze, zapychacze. Nawet pani w przedszkolu zauważyła,
że gorzej je. Zmartwiło mnie to. O dziwo po powrocie do domu
Jędrek jakby rozumiejąc moje zmartwienie jego niewłaściwym
odżywianiem się (mówiłam mu o tym), nie tyle jadł dobrze, ale
ciut lepiej (może dlatego, że w domu nie było żadnych słodyczy
ani zapychaczy) i co ważniejsze nie awanturował się o to, jak to
miał ostatnio w zwyczaju.
Dziś nie pojechaliśmy do Warszawy,
Asia odwołała. Więc pojechaliśmy na basen (po raz szósty w
przeciągu ostatnich 7 dni; jutro i pojutrze też zamierzamy) a potem
popracowałam z Jędrkiem w domu. Dokładał obrazki taki sam do
takiego samego nosząc je na drugi koniec pokoju, nazywaliśmy je,
potem mi je przynosił. Bardzo fajnie mu to dziś szło, również
przynoszenie. Dostrzegam też postęp w artykulacji (pani w
przedszkolu też zauważyła). Np. Jędrek potrafi powtórzyć całe
słowo LA-TA-WIE-C robiąc tylko drobne przerwy między sylabami, ale
bez mojego podpowiadania w trakcie. Układaliśmy też obrazki z
kawałków (taka drewniana układanka). Trochę mi się na to złościł
(podejrzewam, że sprawia mu to jednak pewien problem), choć całkiem
mu nieźle szło, z moją lekką pomocą. A na koniec już w łóżku
czytałam Jędrkowi książeczkę o piesku z piszczącym noskiem, a
on nawet dawał sobie czytać i pokazywał mi placem na obrazkach to,
o co prosiłam. Fajnie pokazywał. Pomyślałam sobie, że to aż
dziwne, jak on teraz fajnie, prawie całkiem naturalnie i sprawnie
pokazuje różne rzeczy na obrazkach, podczas gdy jeszcze niedawno
było to nie do przejścia i wcale tego nie ćwiczyliśmy. Może do
innych rzeczy tez sam dorośnie??? Fajne było to nasze czytanie,
takie prawie jak ze zdrowym dzieckiem. Jędrek się przytulał,
śmiał, reagował. W ogóle to ostatnio nie tylko się awanturuje, o
czym wspominałam, ale również jest chętniejszy, bardziej
spragniony kontaktu z nami. Przychodzi, przytula się, SAM daje mi
buziaki (bez proszenia!), ciągnie mnie, żebym się z nim bawiła,
albo go łaskotała, albo nosiła na barana. Dziś za którymś razem
wsiadając mi na plecy całkiem sam mi odpowiedział na moje pytanie,
co chce: NA BA-(R)A-NA.
Za przykazaniem naszej białostockiej
logopedki staramy się też wprowadzić mu komunikację obrazkową.
Zrobiliśmy zdjęcia różnych miejsc, w które Jędrek jeździ i np.
gdy dziś jechaliśmy na basen pokazałam mu zdjęcie basenu i
powiedziałam, że jedziemy na basen. Jędrek powtórzył, a potem
dałam mu dwa obrazki i spytałam, gdzie jedziemy a on ochoczo
pokazał palcem, że na basen. Ta komunikacja obrazkowa jest dość
upierdliwa do stosowania (często nie mamy na to czasu), ale widząc
dzisiejszą Jędrka reakcje coraz bardziej się do tego przekonuję.
Powiesiłam te zdjęcia na ścianie za pomocą plastelinek (tych
specjalnych), by mieć do nich szybki dostęp.
Tak to u nas mniej więcej wygląda. W
nocy lub nad ranem Jędrek przeważnie daje mi popalić, ale za to
wynagradza mi czasem w dzień przytulankami i buziakami.
najważniejsze ze widać efekty waszej ciężkiej pracy. będzie lepiej !
OdpowiedzUsuń