Odkąd pamiętam ze spaniem był problem. Do pewnego czasu nie przejmowałam
się tym wcale. Uważałam, że tak jak starszy syn, Jędrek budzi
się do karmienia, a problem przestanie istnieć jak nie będzie jadł
w nocy. No i trochę podrośnie. Tyle, że jak Jędrek podrósł,
miał 2-3 lata to budził się w środku nocy i godzinami nie spał,
tylko prowadził nocne życie. Potrafił np. iść do półki z
książkami i je sobie przeglądać. Miał wtedy niespełna 2 lata i
było to dość zabawne, nazywaliśmy go Czytelnikiem. Ale te nocne
życie Jędrka niepokoiło moją mamę, wysyłała mnie do neurologa.
Mnie też to niepokoiło, ale uważałam, że neurolog nam nic nie
pomoże. Bo co? Leki na sen da? Obstuka młoteczkiem? Potem okazało
się, że Jędrek ma autyzm i nocne przerwy w spaniu wpisały się w
cały obraz. Wiosną 2008, czyli w pierwszym roku terapii zaczął
się nocny horror. Bo Jędrek nie tylko budził w nocy, ale i zaczął
się awanturować. Czasami był nie do opanowania, krzyczał, skakał,
baliśmy się o reakcje sąsiadów. Nikt nam nie potrafił pomóc.
Lekarze jak to lekarze szukali przyczyn medycznych (a to refluks, a
to robaki), terapeuta miał zamiar rozmawiać z nami o trudnych
zachowaniach (miał, ale następne spotkanie było za miesiąc, w
ciągu którego zrozumieliśmy, że nikt nam nie pomoże, że musimy
znaleźć swój sposób na Jędrka). Radziliśmy sobie jak
potrafiliśmy, próbując różnych sposobów (a to ignorowania, a to
holdingu). Teraz jestem przekonana, że Jędrka nocne awantury
(dzienne były zdecydowanie rzadsze), były wynikiem stresu, w którym
żył. Ja wtedy byłam w ogromnym stresie i złej formie psychicznej
i to odbiło się na Jędrku. Stopniowo dochodziliśmy do siebie,
było lepiej, ale nocne awantury, a później już tylko poranne
pojawiały się jeszcze w ostatnie wakacje. Szczerze mówiąc,
jeszcze do niedawna, gdy gdzieś jechaliśmy i nocowaliśmy, byliśmy
w stresie, ostrzegaliśmy gospodarzy, że „w nocy może się
dziać”. Na szczęście u obcych jakoś się udawało bez większych
awantur. Pamiętam za to nasze noclegi na campingu w ubiegłe
wakacje, kiedy to z namiotu przenosiłam się w środku nocy do
samochodu, by było mniej słychać, jak Jędrek rozpacza (zresztą
w samochodzie się uspokajał :) Zdarzały się też okresy, noce, które
Jędrek przesypiał całe (i to było nasze wytchnienie). Ostatnio
Jędrek raczej przesypiał całe noce, ale budził się wcześniej
(5-6.oo). Trzy ostatnie noce za to regularnie pobudka ok. 2.oo i
nocne harcowanie do 6-7.oo, po czym godzina - dwie snu i znowu wstaje
jak nowo narodzony. Piotrek z Andrzejem śpią jak zabici, a ja
czuwam. Tym bardziej, że to mnie Jędrek co parę minut ciągnie a
to do kuchni, a to na jego materac. Ale nie narzekam, bo cieszę się,
że w czasie tych nocnych harców nie było najmniejszych elementów
awantury. Po prostu chłopiec się wyspał i dokazuje. No dobra,
wiem, że nie do końca to takie różowe, że coś go za bardzo
energia rozpiera, ale cieszę się, że jest radosny nawet w nocy.
A oto mały (rok i 10 miesięcy) Czytelnik. W dzień. Po minie widać, że książeczka o wirusku się najwyraźniej podoba.
PS. A ten stosik książek sam sobie układał.
No halo, proszę mi nie przeszkadzać w lekturze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz