gdyby nie drobna sprzeczka. Pod koniec basenu Jędrek wrócił do
brodzika, podszedł do stojącego przy nim kosza z basenowymi
"gadżetami" i wygrzebał z niego wypatrzone już parę
basenów temu krążki - rybki. Krążki były cztery, w ulubionych
kolorach Jędrka, czyli czerwony, żółty, zielony, niebieski. Nie
wiem czy kiedyś tu o tym pisaliśmy. Był taki okres, ok. 2 lat
temu, że Jędrek najpierw nie rozstawał się z klockami -
jakżeby inaczej, w tych właśnie kolorach :) Ponieważ któryś z
terapeutów stwierdził, że to zachowania stereotypowe
to zabraliśmy mu te klocki. No to se facet znalazł cztery teletubisie
(a jakże - znowu w tych kolorach), zabraliśmy teletubiśki, to okazało się, że spinacze
do bielizny też mogą tworzyć taki zbiór. A jak nie spinacze to
czemu nie kredki :) W końcu daliśmy za wygraną, a Jędruś po
jakimś czasie zaczął sobie modyfikować swój ulubiony zestaw
wprowadzając więcej elementów i czasem duplikując kolory. Jakaś
reguła chyba w tym była bo czasem nie zgadzał się na zamienienie
np. dwóch żółtych na jeden niebieski. Do dziś sobie lubi czasem
ponosić coś kolorowego ale zdecydowanie rzadziej. Tak więc dziś
na basenie bawił się czterema klockami-rybkami. Żeby było
przyjemne z pożytecznym, to porozrzucałem mu te rybki po brodziku
by mógł zanurkować i miał co wyłowić. Niestety nie wszystkie
zdążył, podeszła trochę młodsza od Jędrka dziewczynka i
wyłowiła czerwoną rybkę. I powstał konflikt. Jędrek domagał
się swojej rybki, ona nie chciała oddać. Jeszcze jakiś czas temu
nasz chłopiec albo by zrezygnował i poszedł sobie, albo ugryzł w rękę gdyby mu
bardzo zależało, a dziś miałem wrażenie, że się obraził. Był
skłonny oddać inne kolory, ale "czerwony jest mój i basta!".
A jak już go dostał to stracił zupełnie zainteresowanie
wszystkimi czterema krążkami.
Po basenie pojechaliśmy na zajęcia metodą Weroniki Sherborne. Tu miłe niespodzianki były dwie.
Pierwsza to taka, że zaangażował się w ćwiczenie polegające na
turlaniu tatusia po podłodze (zazwyczaj podobne aktywności Jędrek
olewa, leniwiec z niego totalny). Druga rzecz związana była z
zabawą polegającą na tym, że jak gra muzyka dzieci biegają,
skaczą, a jak muzyka nagle ucichnie mają zareagować i usiąść, a
po ponownym włączeniu znowu wstać itd. Młody już parę zajęć
temu (w końcu) po długich ćwiczeniach to załapał i nawet reaguje
bezpośrednio na muzykę a nie, że skoro inni już wstali to i ja
wstanę (co dla autystyka też nie jest taka łatwą rzeczą
obserwować innych i robić to samo co oni). Dziś „nowość”
polegała na tym, że dzieci miały stanąć nieruchomo zamiast
siąść. Myślałem, że Jędrek poleci „Pawłowem” i zrobi to
co ma wyćwiczone, a tu miła niespodzianka. Wykonał zadanie
prawidłowo. Autentycznie byłem z niego dumny.
A... Jeszcze mały drobiazg. Dziś
Jędrek ładnie wspinał się przed zajęciami po drabinkach na sali
gimnastycznej – co dla ojca - niedoszłego alpinisty - też jest miodem
na serce :)
- Andrzej
Po przeglądnieciu Wasezgo bloga jest mi wstyd za moje narzekanie na drobne kłopoty życia codziennego. Autentycznie wstyd.
OdpowiedzUsuńJesteście niesamowici i niemożliwi.
Dziękuję też za możliwość zobaczenia Hani na jednym ze zdjęć - już dawno się nie widziałyśmy - Sulejówek jest tylko wspomnieniem.