Rano praca przy stoliku –
40 minut protestu. Zrobił, co miał zrobić, ale naprotestował się,
nawanturował co niemiara. Stety niestety z Jędrka jest taki
protestant, tak mnie pocieszają terapeuci z Warszawy - Krakowa (Ten
typ tak ma, trzeba się przyzwyczaić, nie przejmować tym). Jędrek
nie zawsze tak się złości przy pracy. Gdy pracuje ładnie,
zapominam o tych jego złościach. Gdy się złości, jest to tak
wyczerpujące psychicznie, że ciężko przypomnieć sobie, że nie
zawsze tak jest. Naprawdę jest to wyczerpujące i przygnębiające.
Tak bardzo, że mam wówczas wątpliwości, czy to ma sens. A jednak
nie zrezygnuję z tego. Nie zrezygnuję z terapii, ani w ani poza
domem.
Chętniej za to ostatnio
ćwiczy mówienie. Tylko BI nam nie wychodzi.
Po południu pojechaliśmy
do Centrum Zabaw, do Fikolandu. Jędrek uwielbia. Prawie 2 godziny
spędził na takiej ogromnej gumowej dmuchanej poduszce, po której
się skacze. Ciężko na nią się wspiąć, ale Jędrek ma wprawę.
Jest tylko jeden problem – tam powinno się być w skarpetkach, ale
Jędrek uznaje tylko dwie opcje – albo są skarpety i buty na
nogach, albo nie ma nic. Muszę więc tłumaczyć, że on tak ma.
Potem mieliśmy
niespodziewaną miłą wizytę kuzynki Martynki, poszliśmy min. na
lody i gdy Martyna mówiła o lodach Jędrek ze 2-3 razy powiedział
LO.
A na koniec dnia jeszcze
ostrzygliśmy Jędrka maszynką. Zazwyczaj jest to okropna walka,
wielki protest i krzyk. Dziś, ku naszemu zaskoczeniu pół głowy
poszło prawie bez żadnego bólu a drugie pół z pewnym protestem,
ale nie tak wielkim jak ostatnio. A to nas Jędrek zaskoczył.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz