Dziś wybraliśmy się na górkę
również we trójkę, ale w zmienionym składzie (Piotrek został w
domu bo cosik się chyba wczoraj przejadł). Wzięliśmy ponton,
ubraliśmy się na cebulkę i w drogę. Jędrek był bardzo
zadowolony, z roześmianą buzią zjeżdżał na pontonie a to z
tatą, a to z mamą, a to sam. Grzecznie czekał w kolejce na swoją
kolej. Nic mu nie przeszkadzało, jakby wczoraj oswoił się z
sytuacją i dziś już czerpał z jazdy samą przyjemność. I jak tak się
już trochę pocieszył, a jednocześnie nie miał dość,
rozpoczęliśmy akcję o kryptonimie: RĘKAWICZKI. Jędrek rękawiczek
nie uznaje, tak jak i nie uznaje samych skarpet na nogach, chyba że
z butami lub kapciami. Po domu chodzi boso, nawet zimą. W
przedszkolu chodzi w skarpetach i kapciach. U terapeuty w Warszawie
chodzi, a raczej siedzi w samych skarpetach (no ale żeby to osiągnąć
trzeba było go „złamać” któregoś razu). Dziś postanowiliśmy
„złamać” Jędrka w kwestii rękawiczek. Nie było łatwo.
Złapaliśmy, nałożyliśmy na siłę i trzymaliśmy póki nie
przestał protestować. Oczywiście bez walki się nie poddał,
wyginał się, krzyczał, płakał, wyrywał itd. A my, „wyrodni
rodzice”, trzymaliśmy i cierpliwie tłumaczyliśmy, że musimy, że
tak trzeba, że wszyscy chodzą w rękawiczkach, że odmrozi sobie
ręce (zazwyczaj zimą ma takie lodowate czerwone dłonie, aż żal).
Ktoś, kto zna protestującego autystę, wie, że nie wygląda to
przyjemnie. Wszyscy na nas patrzyli, choć muszę przyznać, że
dorośli dyskretnie, tylko dzieci jak to dzieci się wgapiały, nie
znalazł się jednak na szczęście nikt z tzw. dobrą radą albo
głupią uwagą. Nam udało się zachować całkowity spokój,
aczkolwiek serce pękało bo człowiek się czuje w takiej sytuacji,
jakby się znęcał nad dzieckiem. Andrzej chciał już odpuścić,
pytając w pewnym momencie, czy nie starczy na dziś, ale ja byłam
za tym, żeby doprowadzić akcję do końca. Inaczej raz, że Jędrek
miałby poczucie, że swoim protestem wygrał, a dwa – nie
przełamałby się a tym samym całe te „znęcanie się”, jego
ból (no bo musi go w jakiś sposób boleć dusza, skoro tak wtedy
protestuje) byłyby na marne. I udało się. Protest był gwałtowny,
ale w sumie, to krótki (a kto zna autystów, to wie, że potrafią
protestować i przez dobre parę godzin), parę minut i po bólu.
Uspokoił się. Poczekaliśmy jeszcze trochę, cały czas trzymając
za rączki by nie zdjął rękawiczek. Potem poszliśmy na górkę i
rozpoczęliśmy ponownie zjeżdżanie, najpierw z trzymaniem za ręce,
potem bez. Żal mi było Jędrka, że zepsuliśmy mu zabawę, ale z
minuty na minutę robił się coraz mniej smutny, aż znowu zaczął
się uśmiechać i cieszyć. W rękawiczkach! Jutro powtórka bo by utrwalić akceptację rękawiczek.
Radosny Jędrek jeszcze bez rękawiczek:
A tu już może mniej radosny, ale w rękawiczkach!
Super sniezne zabawy! Duze oklaski dla mamy za "przetrwanie" protestow.
OdpowiedzUsuń