Moje
książątko bardzo mnie dziś niepokoi. W zasadzie już wczoraj nie
było najlepiej. Jędruś był marudny od rana w przedszkolu. Po
południu na zajęciach w Warszawie, mimo że bardzo dobrze mu szło
mówienie i wszyscy byliśmy z niego zadowoleni, on protestował i
żalił się bardziej, jak ostatnio. Nie chciał też podawać
napisów, zaciął się na to kompletnie. Ale mówienie szło mu
bardzo dobrze, Asi udało się wydobywać z niego różności.
Przywróciła Jędrkowi DA i TA. Pięknie powtarzał to, co i
poprzednio, plus nowe wyrazy z sylabami typu: WIA, WIE, BIA, BIE,
MIA, MIE, NIE, PIE, DIE, TIA. Niesamowite usłyszeć, jak Jędrek
powtarza słowa typu: biega, łapie, łamie, biała, wieje itd. Aż
trudno uwierzyć, że to mój synek mówi. A gdy słyszałam jak
pięknie powtarza zdania, typu: „Emi pije wodę.”, „Mama je
jajo”, to miałam łzy w oczach. Tylko moje matczyne serce bolało,
że on się tak żali. Bo ja wiem, że on nie robi tego bez powodu,
że go to „boli”. Na koniec udało się Jędrkowi parę razy
powtórzyć samodzielnie coś w stylu s - z. Byłam zaskoczona, ale
Jędrek nie był usatysfakcjonowany. Asia robi z Jędrusiem cudy, ale
jest to okupione ciężką i bolesną pracą. Tłumaczę Jędrusiowi,
że nikt mu tak nie pomoże jak Asia i on pewnie nawet to wie i
rozumie, ale wiadomo, jak jest ciężko, to jest.
W nocy
i nad ranem Jędruś budził się, płakał i żalił się
zdecydowanie więcej jak ostatnio. Nie chciał bym go pocieszała,
pokazywał mi gestem, bym sobie poszła. Na basenie też chciał się
bawić sam. Co prawda Andrzejowi udało się go rozruszać,
zainteresować piłką. Na początku Jędrek odrzucał ja chyba na
zasadzie pozbycia się jej, za to jak pięknie rzucał! Ale potem się
wciągnął. I niby poprawił mu się humor, poszedł z nami na duży
basen i uśmiechał się. Ale nie śmiał się całym sobą, jak to
ostatnio. W domu znowu zaszył się w kącie za łóżkiem i nie
chciał nas. A ja patrzyłam przerażona i ... płakałam. Bo czułam
się, jakbym go znowu traciła. Potem dał się wciągnąć w zabawę
na materacu, bawił się ze mną a potem z mężem w przewalanki -
łaskotki, uśmiechał się, ale cały czas jest taki nie do końca
wesoły. Nie wiem, czy przyczyna jest medyczna (czy jakaś choroba
się zbliża), czy psychiczna. Normalnie każdy rodzic wie, że
dziecko czasem choruje, czasem ma gorszy humor, marudzi, płacze,
jest smutne, ma prawo do samotności. Ale gdy to dzieje się z
Jędrkiem, gdy mnie odpycha, gdy się chowa, gdy się żali (a ja nie
wiem na co), to przeżywam to podwójnie. Może dlatego, że kontakt
z nim mam bardzo ograniczony, więc gdy jest on jeszcze mniejszy, to
boli bardziej. Gdy nie mogę się do niego przytulić, bo mnie
odpycha, gdy nie chce ze mną żadnego kontaktu, to bardzo boli. I
wtedy wiem, jak bardzo są cenne chwile, gdy Jędrek jest radosny,
kontaktowy chociaż w takim stopniu jak ostatnio. Wiem, jak bardzo to
cenne i kruche, jak trzeba o to dbać i zabiegać w przypadku Jędrka. Chwile szczęścia najlepiej się odczuwa, gdy się je traci. Zupełnie jak z tym zdrowiem u Kochanowskiego.
Hania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz