Czwartek- hipoterapia bez
mamy i co gorsza bez cukierków. I dało rady. Chłopak wrócił do
domu zadowolony. Na zajęciach, trochę próbował marudzić,
schodzić z konia, ale dał się ostatecznie przekonać.
Potem – wyjazd do
Warszawy. 7 godzin zajęć u naszej terapeutki-logopedki w czwartek i
piątek. pierwszego dnia było dość ciężko. Asia musiała wydobyć
z niego znowu DA, które mu zanikło, ale następnego dnia, to był
miód na moją duszę. Pracowali ciężko i owocnie. Mówili 2
(czasami 3) sylabowe wyrazy z sylabami: BA, DA, FA, GA, JA, KA, LA,
ŁA, MA, NA, PA, TA, WA (czasem z inną samogłoską). Bardzo ładnie
to wychodziło, po poćwiczeniu Asia nie musiała nic wyciskać z
Jędrka, wystarczyła lekka pomoc, dotknięcie tu i ówdzie albo i
nie. Oczywiście to się jeszcze nie przekłada na to, że on mi to
samo w domu powie (bo po pierwsze przed niektórymi sylabami
potrzebuje poćwiczyć, a po drugie nie zawsze umiem dotknąć go
odpowiednio). Ale i na zajęciach powtórzył zupełnie sam MAŁA i w
domu zrobił to kilkakrotnie. Pięknie też mówi zupełnie sam ŁA.
I w ogóle ma dużo większą chęć powtarzania, aczkolwiek jeszcze
nie panuje samodzielnie nad tym wszystkim. A na basenie próbował
powtórzyć WODA i coś w tym stylu mu nawet 2 razy wyszło.
Znowu przeżywam ciężkie
chwile, smutno mi, że Jędrek ma autyzm, że nie może się bawić
jak inne dzieci, ale gdy widzę takie postępy jak na zajęciach –
widzę sens jeżdżenia na terapię i myślę sobie, że coś
ostatnio za mało wierzę w mojego Jędrka.
A jeszcze u Asi mieliśmy
trochę dogoterapii i też widziałam postęp. Już tak nie
protestował przed dotykaniem psa jak poprzednio, nawet widać było,
ze mu się to podoba. Miał opór przed kładzeniem się na psa, ale
i z tym na pewno następnym razem będzie lepiej.
W piątek wieczorem
odwiedziliśmy małych kuzynów Jędrka i też było fajnie. Jędrek
wiadomo w relacje z nimi nie wchodził, ale nie uciekał od nich, był
w tym samym pokoju i widać było, że mu się podoba.
Potem chłopaki pojechali
sami do dziadków i Jędrek był bez mamy 1,5 doby i było dobrze! A
on przecież jest straszny maminsynek, ale widzę, że po pierwsze
lepiej już funkcjonuje beze mnie, a po drugie ma lepsze relacje z
tatą (można już chyba powiedzieć, że bardzo dobre).
W niedzielę byliśmy na
basenie. Jędrek wniebowzięty. Bawił się na małym basenie, nie
unikał nas, wchodził w relacje, pływał na dużym (z gąbką
wokół), sam poszedł na zjeżdżalnie (musiałam go gonić) i
tradycyjnie posiedzieliśmy w jacuzzi.
Tylko po powrocie nie mógł
zasnąć (przespał się sporo w dzień, zasypia w samochodzie) i
złościł się, tupał, aż przyszedł sąsiad:( Sąsiadów mamy
miłych i cierpliwych, ale w końcu nie wytrzymali:(
Grubszy dywan kupcie...bo niby co jeszcze można zrobić, żeby sąsiadom nie przeszkadzać...?
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę ze piszesz bo jak czytam to wiem ze nie jestem sama.
OdpowiedzUsuńPisz bo deszczowy chłopiec jest szczęśliwy
Ano, okazuje się, że wystarczyła interwencja sąsiada (Jędrek się wtedy od razu uspokoił) i bycie stanowczym . Gdy zaczyna skakać, zabraniam i .. o dziwo, słucha!:)
OdpowiedzUsuń